Zbigniew Herbert

EN

 

Chciałbym opisać


Chciałbym opisać najprostsze wzruszenie

radość lub smutek

ale nie tak jak robią to inni

sięgając po promienie deszczu albo słońca

 

chciałbym opisać światło

które we mnie się rodzi

ale wiem że nie jest ono podobne

do żadnej gwiazdy

bo jest nie tak jasne

nie tak czyste

i niepewne

 

chciałbym opisać męstwo

nie ciągnąc za sobą zakurzonego lwa

a także niepokój

nie potrząsając szklanką pełną wody

 

inaczej mówiąc

oddam wszystkie przenośnie

za jeden wyraz

wyłuskany z piersi jak żebro

za jedno słowo

które mieści się

w granicach mojej skóry

 

ale nie jest to widać możliwe

i aby powiedzieć - kocham

biegam jak szalony

zrywając naręcza ptaków

i tkliwość moja

która nie jest przecież z wody

prosi wodę o twarz

 

i gniew różny od ognia

pożycza od niego

wielomównego języka

 

tak się miesza

tak się miesza

we mnie

to co siwi panowie

podzielili raz na zawsze

i powiedzieli

to jest podmiot

a to przedmiot

 

zasypiamy

z jedną ręką pod głową

a z drugą w kopcu planet

 

a stopy opuszczają nas

i smakują ziemię

małymi korzonkami

które rano

odrywamy boleśnie

 

 

Dom

 

Dom nad porami roku

dom dzieci zwierząt i jabłek

kwadrat pustej przestrzeni

pod nieobecną gwiazdą

 

dom był lunetą dzieciństwa

dom był skórą wzruszenia

policzkiem siostry

gałęzią drzewa

 

policzek zdmuchnął płomień

gałąź przekreślił pocisk

nad sypkim popiołem gniazda

piosenka bezdomnej piechoty

 

dom jest sześcianem dzieciństwa

dom jest kostką wzruszenia

 

skrzydło spalonej siostry

 

liść umarłego drzewa

 

 

kamyk

 

kamyk jest stworzeniem

doskonałym

równy samemu sobie

pilnujący swych granic

wypełniony dokładnie

kamiennym sensem

o zapachu który niczego nie przypomina

niczego nie płoszy nie budzi poządania

jego zapał i chłód

są słuszne i pełne godności

czuję ciężki wyrzut

kiedy go trzymam w dłoni

i ciało jego szlachetne

przenika fałszywe ciepło

- Kamyki nie dają się oswoić

do konca będą na nas patrzeć

okiem spokojnym bardzo jasnym

 

 

Potęga smaku

 

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru

nasza odmowa niezgoda i upór

mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

Tak smaku

w którym są włókna duszy i cząstki sumienia

 

Kto wie gdyby nas lepiej i piękniej kuszono

słano kobiety różowe płaskie jak opłatek

lub fantastyczne twory z obrazów Hieronima Boscha

lecz piekło w tym czasie było jakie

mokrt dół zaułek morderców barak

nazwany pałacem sprawiedliwości

samogonny Mefisto w leninowskiej kurtce

posyłał w teren wnuczęta Aurory

chłopców o twarzach ziemniaczanych

bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach

 

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana

(Marek Tulliusz obracał się w grobie)

łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy

 

dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu

składnia pozbawiona urody koniunktiwu

 

Tak więc estetyka może być pomocna w życiu

nie należy zaniedbywać nauki o pięknie

 

Zanim zgłosimy akces trzeba pilnie badać

kształt architektury rytm bębnów i piszczałek

kolory oficjalne nikczemny rytuał pogrzebów

Nasze oczy i uszy odmówiły posłuchu

    książęta naszych zmysłów wybrały dumne wygnanie

 

To wcale nie wymagało wielkiego charakteru

mieliśmy odrobinę niezbędnej odwagi

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku

                                Tak smaku

który każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo

choćby za to miał spaść bezcenny kapitel ciała

                                głowa

 

 

 

**********

Podróż

 

1

 

Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa

wędrowanie pozornie bez celu błądzenie po omacku

żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi

i abyś całą skórą zmierzył się ze światem

 

2

 

Zaprzyjaźń się z Grekiem z Efezu Żydem z Aleksandrii

poprowadzą ciebie przez uśpione bazary

miasta traktatów kryptoportyki

tam nad wygasłym atanorem tablicą szmaragdową

kołyszą się Basileos Valens Zosima Geber Filalet

(złoto wyparowało mądrość pozostała)

przez uchyloną zasłonę Izydy

korytarze jak lustra oprawione w ciemność

milczące inicjacje i niewinne orgie

przez opuszczone sztolnie mitów i religii

dotrzecie do nagich bogów bez symboli

umarłych to jest wiecznych w cieniu swych potworów

 

3

 

Jeżeli już będziesz wiedział zamilcz swoją wiedzę

na nowo ucz się świata jak joński filozof

smakuj wodę i ogień powietrze i ziemię

bo one pozostaną gdy wszystko przeminie

i pozostanie podróż chociaż już nie twoja

 

4

 

Wtedy ojczyzna wyda ci się mała

kołyska łódka przywiązana do gałęzi włosem matki

kiedy wspomnisz jej imię nikt z tych przy ognisku

nie będzie wiedział za jaką leży górą

jakie rodzi drzewa

kiedy tak iście mało potrzeba jej czułości

powtarzaj przed zaśnięciem śmieszne dźwięki mowy

że - czy - się

uśmiechaj się przed zaśnięciem do ślepej ikony

do łopuchów potoku do steczki do łęgów

przeminął dom

jest obłok ponad światem

 

5

 

Odkryj znikomość mowy królewską moc gestu

bezużyteczność pojęć czystość samogłosek

którymi można wyrazić wszystko żal radość zachwyt gniew

lecz nie miej gniewu

przyjmuj wszystko

 

6

 

Co to za miasto zatoka ulica rzeka

skała która rośnie na morzu nie prosi o nazwę

a ziemia jest jak niebo

drogowskazy wiatrów światła wysokie i niskie

tabliczki w proch się rozpadły

piasek deszcz i trawa wyrównały wspomnienia

imiona są jak muzyka przejrzyste i bez znaczenia

Kalambaka Orchomenos Kavalla Levadia

zegar staje i odtąd godziny są czarne białe lub niebieskie

nasiąkają myślą że tracisz rysy twarzy

kiedy niebo położy pieczęć na twej głowie

cóż może odpowiedzieć ostom wyżłobiony napis

oddaj puste siodło bez żalu

oddaj powietrze innemu

 

7

 

Więc jeśli będzie podróż niech będzie to podróż długa

powtórka świata elementarna podróż

rozmowa z żywiołami pytanie bez odpowiedzi

pakt wymuszony po walce

wielkie pojednanie

 

 

[back]