:: Fernando Pessoa ::

 

EN

 

z Księgi niepokoju ::

 

 

[...] są w prozie wstrząsające subtelności, w których wielki aktor, Słowo, rytmicznie przetwarza w swej cielesnej substancji nieuchwytną tajemnicę Wszechświata.

 

 

Słowa są dla mnie czymś namacalnym, są syrenami, ucieleśnionymi zmysłami.

 

 

[...] wielokrotnie piszę bez zastanowienia, pozwalając, by słowa mnie kołysały niczym dziecko trzymane na ręku. Są to zdania bez sensu, bezradnie płynące jak wody rzeki o zmąconych falach, zmiennych następujących po sobie. Tak samo idee, obrazy, dwuznaczne w swym wyrazie, przechodzą przeze mnie dźwięcznymi orszakami, a niekiedy zadrży niepewne światełko jakiejś myśli.

 

 

Czytam i staję się wolny.

 

 

Każdy człowiek, który wie, jak powiedzieć to, co mówi, jest na swój sposób Królem Rzymu.

 

 

Towarzystwo, w jakim się obracam: wszystko w snach. Moi przyjaciele pochodzą ze snów. Ich rodziny, przyzwyczajenia, praca itd.

 

 

Moja dusza jest ukrytą orkiestrą: nie wiem, na jakich w moim wnętrzu gra instrumentach, skrzypcach czy harfach, cymbałkach czy tamburynach. Znam siebie tylko jako symfonię.

 

 

Czuć wszystko na wszystkie sposoby; umieć myśleć emocjami i czuć za pomocą myśli; nie pragnąć wiele i tylko w wyobraźni; cierpieć z kokieterią; widzieć jasno, aby pisać celnie, poznać siebie wraz z udawaniem i taktyką [...]

 

 

Czuć to bardzo nudne [...] Sama prostacka forma tego zdania dodaje mu jakby soli i pieprzu.

 

 

Istnieją metafory bardziej rzeczywiste niż ludzie chodzący po ulicy. Istnieją obrazy w zakątkach książek bardziej żywe niż wielu mężczyzn i wiele kobiet.

 

 

Najbardziej prostackie w snach jest to , ze wszyscy je mają.

 

 

Bardziej mi żal tych, co myślą o rzeczach możliwych, słusznych i bliskich, mogących się zdarzyć niebawem, niż tych, którzy śnią o rzeczach niezwykłych i odległych. Ci ostatni, śniący o wielkości, albo są wariatami i wierzą w to, o czym marzą, i są szczęśliwi, albo są zwykłymi marzycielami, dla których urojenia są muzyka duszy, która ich upaja, lecz nic im nie mówi. Lecz ten, co marzy o rzeczach możliwych, może rzeczywiście doznać prawdziwego rozczarowania. [...] Marzenie, w którym widzimy rzeczy niemożliwe, już przez to samo nas ich pozbawia, ale marzenia, które mogłoby by być spełnione, wplątuje się w nasze życie i pozostaje do spełnienia. Jeden żyje w całkowitej niezależności od życia. Drugi uzależniony jest od przypadku, jaki życie niesie.

 

 

Śpię, kiedy śnię o tym, czego nie ma: budzę się gdy marzę o tym, co mogłoby się stać. (...)

 

 

Jeśli nie mam żadnych innych cnót, to przynajmniej mam jedną: stale doznaję nowych wrażeń.

 

 

Współżycie z innymi jest dla mnie torturą, a mam innych w sobie. Nawet z dala od nich jestem zmuszony do współżycia z nimi. Jestem sam, a otacza mnie tłum. Nie mam dokąd uciec, chyba, że ucieknę od siebie.

 

 

Oto główny błąd wyobraźni literackiej: myśleć, że inni czują to, co my. Lecz na szczęście dla ludzkości każdy człowiek jest tylko tym, kim jest, a jedynie geniuszowi dana jest możliwość bycia kilku różnymi ludźmi.

 

 

Człowiek może, jeśli posiada prawdziwą mądrość cieszyć się widowiskiem całego świata, siedząc na krześle, nie umiejąc czytać, nie rozmawiając z nikim, używając tylko swych zmysłów i posiadając duszę, która nie zna smutku. Trzeba monotonna egzystencję uczynić taką, aby nie była monotonna. Uczynić powszechność nieszkodliwą, aby najmniejsza rzecz stała się rozrywką.

 

 

Gdybym dotarł do nieosiągalnych krajobrazów, cóż by mi pozostało nieosiągalnego?

Monotonia, matowa jednostajność dni sobie podobnych, brak różnicy między dziś i wczoraj – niech tak będzie zawsze, a moja dusza niech będzie dość czujna, aby cieszyć się muchą [...], cieszyć się wybuchem śmiechu, który dobiega z jakiejś ulicy, całkowitą wolnością z powodu nadejścia godziny zamknięcia biura, jak również nieskończonym wypoczynkiem świątecznego dnia.

 

 

Momenty, momenty, momenty. Ciemności zwęglone ciszą.

 

 

Każda twarz, nawet gdybyśmy ją widzieli wczoraj, dzisiaj jest inna, bo dziś nie jest wczoraj.

 

 

Tak mało żądałem od życia i nawet tego mi nie dało. Trochę słońca, pole, trochę spokoju wraz z kawałkiem chleba, nieodczuwania ciężaru życia i niewymagania niczego od innych oraz aby inni niczego ode mnie nie wymagali. To wszystko zostało mi odmówione (...)

 

 

Nie czuje wolności ten, kto nigdy nie był skrępowany.

 

 

Mieć co jeść i pić, gdzie mieszkać i trochę wolnego czasu, aby marzyć, pisać, spać, o co więcej mogę prosić bogów, czego więcej oczekiwać od losu?

 

 

Braterstwo ma swoje subtelności.

 

 

Jedni rządzą światem, inni są światem.

 

 

Poranek, wiosna, nadzieja tworzą muzykę o podobnej melodii; łączą się w duszy tym samym wspomnieniem, o tej samej intencji.

 

 

Zawsze obce mi było pragnienie, aby mnie rozumiano. Być rozumianym to prostytuować się.

 

 

[back]